Pobyt w Parczewie dobiegł końca. Czas odpoczynku także. Teraz pora wziąć się do pracy...
Bo obiad sam się nie ugotuje... Naczynia same się nie pozmywają.... Dziecko samo się nie przebierze...
No dobra koniec luzu oznacza większą mobilizację i działanie. Mniej odpoczynku, a więcej obowiązków- czasami nawet tak lepiej działam...
Bo za dużo luzu to też nie dobrze, bo człowiek się bardzo rozleniwia, a potem wskoczyć w machinę pranie- sprzątanie-gotowanie nie jest takie proste.
Odpoczęłam, nabrałam sił i znowu biorę się do pracy mamy polki z dziećmi w domu:)
Johny śpi, Dawcio po cichu się bawi, ja mam czas na klikanie. Choć zaraz czeka mnie obiadku gotowanie. Wolę jednakże troszkę poczekać, żeby ciepłym obiadkiem powitać męża.
W sumie to zawsze staram się robić obiad na taką godzinę, żebyśmy wszyscy razem mogli zasiąść do stołu. Lubimy jeść- co po niektórych widać "mamuśka i Johny" :)
Ale to jest też czas, kiedy rozmawiamy, cieszymy się swoją obecnością... Bo co to za przyjemność, gdy je się samemu... Nawet najznakomitsze danie wtedy nie smakuje tak rewelacyjnie jak w gronie najbliższych...
Dla mnie nagrodą za mój trud jest słowo- Ale to był smaczny obiad Lub Podobne temu- Poproszę o dokładkę ( w Dawciowym słowniku byłoby okładkę).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz