poniedziałek, 1 lipca 2013

Bóg jest dobry cały czas

Czas nadrobić zaległości...

Od czego by tu zacząć... Dużo się dzieje każdego dnia. Wiele wspaniałych rzeczy...
Choć nie jestem perfekcyjną panią domu, ani idealną żoną, czy mamą to Bóg nie przestaje mnie zadziwiać Swoją dobrocią, miłością i łaską!

 W piątek wybraliśmy się na małe zakupy, a na poniżej załączonym obrazku będzie widać nasz nowy zakup do piaskownicy.




















Zabawa jak zwykle była udana. Następnie spakowałam torby całej brygady ( z wyjątkiem męża- on już jest duży i sam potrafi się spakować) i wyruszyliśmy w podróż do dziadków, moich kochanych rodziców.
Tam spotkaliśmy się z rodzicami, babcią, ciocią Tereską i jej wnuczką Alą. Dawidek był onieśmielony kuzynką i jak dla nas to był "za spokojny" :) Nie poznałam własnego dziecka- tak grzecznie siedział przy Ali, jak nigdy dotąd. Ala dla Dawidka to dziewczynka i mówi do niej Cinka:)

W sobotę mieliśmy pyszny obiad zrobiony przez babcię Halinkę. A mianowicie gołąbki! I nie odleciały wcale... Choć może jednak... Do naszych ust, a potem do brzuszka:)
Gołąbki to jedno z moich ulubionych dań, które znalazłoby się w pierwszej dziesiątce ulubionych dań obiadowych. Choć sama ich jeszcze nigdy nie robiłam, to zrobione przez babcię były przepyszne.
A to nie był koniec atrakcji... Wieczorem mieliśmy grilla. Tym razem szefem kuchni był mój tata- masterchef grillowania. Mięsko czyli to co wilczki lubią najbardziej- nawet ten najmniejszy:) Choć z grilla jeszcze nic nie jadł. Ale przyjdzie pora i na to... Kiełbaska, karkówka, boczek
Poza tym dużo czasu spędzaliśmy na świeżym powietrzu i spacerowaliśmy. Jonatan zasnął po 30min spacerowania i pospał około godziny. Wcale mu się nie dziwię. Gdyby mnie też tak ktoś woził to pewnie bym spała dopóki byłyby drgawki... Podobnie zresztą jak podczas jazdy samochodem. Nasi chłopcy w drodze do dziadków spali i nie chrapali:) Śniły im się dobre sny, bo Pan Jezus z nimi był.
Dawidek po raz pierwszy wybrał się z dziadziem na ryby. W sobotę miała miejsce ich pierwsza wspólna wyprawa na rybki. Pojechali razem z Alą do Stoczka nad staw i złowili 26 rybek. Z czego Dawcio 1-2. Ale jak to on... bał się ryby:)
Chyba tą strachliwość ma po mamusi. Ja to nie lubię towarzystwa pająków, os, pszczół, komarów, szerszeni itp. A nagle wyskakujący (czytaj szczekający) za płotem pies potrafi mnie nieźle wystraszyć. Czasami aż mamuśka podskoczy:) i to wcale nie z radości..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz